top of page

Kozica.

Założyłam Krakow Art House i Lamella - the house of queer arts z jednego powodu - miałam po prostu dość kapitalistycznego świata sztuki współczesnej. Po kilku latach pracy w teatrach, instytucjach, projektach o umowę o dzieło na całym świecie (Słowenia, USA, Południowa Korea, Austria, Francja, Dania, a także Polska) miałam ogromne szczęście znaleźć się w pięknej willi na Starych Dębnikach, która ma w sobie nie tylko magię, ale przede wszystkim jest źródłem historii teatru, sztuki, fotografii, muzyki i filozofii (co jako etnografka zbadałam). Dzisiaj ten budynek umiera, niestety nie udało mi się go obronić.

W tym właśnie domu postanowiłam stworzyć niezależną scenę dla kobiecej choreografii, nagiej poezji, awangardowej sztuki, która nie wykluczała, nie była wybierana drogą selekcji, aplikacji, czy rady kuratorów, dyrektorek i specjalistów od wszystkiego. Stworzyłam takie miejsce, bo miałam dość tego, że choreografia cały czas jest gościem w teatrze na umowę o dzieło i ciągle musi walczyć o swój blask i sławę. Ponadto czasem i w świecie choreografii czułam się wykluczona, niezrozumiana, czy po prostu nie czułam, że jest to moje miejsce. Postanowiłam otworzyć niezależną scenę, która czasem była ogrodem, czasem garażem, a czasem dziurawą podłogą. W tym miejscu dbałam o to, aby każdy kto tam występował czuł wolność tego co robi. Przede wszystkim mówiłam: “Rób to co kochasz, masz przestrzeń czas i publiczność.” Nie obchodziło mnie, że nie mam ledów, neonów, komputerów, technicznych, czy ochroniarzy. Społeczność sama to dawała i pełniła takie funkcję. Analog i recycling okazał się najlepszym rozwiązaniem. Drag queen, queer, nagość, poezja, magia, ambiwalencja, wielokulturowość, seks i polityka - w końcu było takie miejsce w Krakowie. Tego zawsze pragnęłam i byłam wdzięczna niebiosom i całemu światu, że mogę takie miejsce prowadzić wraz z wieloma pięknymi ludźmi, którzy byli mieszkańcami Krakowa, albo obywatelami świata i kosmosu. Często drzwi w tym domu się nie zamykały... Taniec, teatr, muzyka, sztuki wizualne, miłość, czułość - wszyscy znajdowali tam swoje miejsce. I jestem i byłam z tego dumna. Często zastanawiałam się jak to się dzieje, że nikt o tym nie pisze w magazynach o sztuce, choreografii, teatrze. Dziennikarze, krytycy, naukowcy jakimś dziwnym trafem nigdy nie zdążyli tam przybyć, a jak już raz się zdarzyło to była notka: „Kraków wciąż jest prowincją.”

"Vala, Vala, Vala twoja sztuka w Paryżu z nóg powala." Często jeździłam ze swoimi pracami za granicę, ponieważ oprócz arthaus-u rzadko się zdarzało, abym występowała w polskich teatrach. W Paryżu kilka osób płakało na moim show, jeden chłopak przyniósł mi róże i się zakochał, w USA brawa, dolary i oklaski na stojąco, w Tel Avivie łzy, miłość i podziw, w Kopenhadze uściski, napiwki, wdzięczność, w Lublanie łzy, łzy i współodczuwalna melancholia. W swojej sztuce, która stała się życiem - i przestałam to oddzielać! - zawsze byłam prawdziwa, autentyczna, szczera. Kiedy tańczyłam w Warszawie w Pałacu Kultury wiedziałam, że będzie to mój pierwszy i ostatni show w Polsce z publicznych pieniędzy - mimo to odważyłam się powiedzieć w swoim długim poetyckim toaście o tym, co myślę o Polsce, Polakach, rasizmie, wandalizmie, homofobii, a także o tym jak mój własny świat sztuki wyklucza i boi się emocji, jak mocno broni się przed siłą kobiecej intuicji, jak zasłania się ironicznym śmiechem i nie potrafi wyrazić emocji. Wiedziałam, że na sali siedzą dyrektorzy, kuratorzy, dziennikarze, krytycy...Ktoś nawet powiedział: “Czy ktoś ma tabletkę od bólu głowy?”

Teraz nie mam tego nikomu za złe - tak zostaliśmy wychowani, tak dorastaliśmy i tak nas uczono. Dzisiaj sama się z tego uzdrawiam i staram się codziennie kierować sercem, intuicją i uczę się wybaczać. Zostałam polityczką - też z potrzeby serca WIELKIEJ ZMIANY. Głęboko wierzę, że sztuka właśnie musi być polityczna, bezkompromisowa i trzymać się swoich wartości. Wartości, które rodzą się w umyśle artystki - niepokornej, wrażliwej, czasem szalonej. Pamiętam jak śpiewałam ostatni koncert w arthausie - żegnałam dom, przyjaciółkę, drzewa, ptaki i zapaliłam wielki ogień, w którym spaliłam swoją złość na deweloperkę, na świat, a także złość na śmiech, który docierał do mnie z miasta. Śpiewałam: “Święta Święta Święta otocz mnie opieką, bo ludzie myślą, że jestem pierdolnięta. Zadęłam w żydowski bawoli róg: „Bawół bawół odpuść winy dla Krakowa i całej naszej rodziny. Bawół bawół ukochany otul miłością wszystkie moje rany”. Wzywałam Simonę Kossak i Królową Bonę, Stanisława Lema i Alice Coltrane.

Dzisiaj jest pełnia, piszę te słowa, ponieważ w końcu mam odwagę i siłę dzielić się z Wami moim doświadczeniem - życiem kobiety, czarownicy, artystki i polityczki. Nie boję się już oceny, że jestem głupia, naiwna, szalona, niewykształcona i kiczowato się ubieram, czy mam za chude nogi. Mam takie nogi i je kocham, jestem kozicą i wiem, że jeśli zapragnę to wejdę na szczyt Himalajów. Serce mam czyste i wielkie, i nie jeden dyplom w swoim CV. W tym życiu znalazłam się w takim właśnie miejscu - pochodzę z klasy robotniczej, jestem biedną artystką, byłam często wyśmiewana i wciąż zdarza mi się to na ulicy. Dzisiaj pragnę odwrócić bieg historii, swojego losu, swojej biedy i otwarcie mówię: Tak, chcę być Prezydentką Krakowa, posłanką w Parlamencie Europejskim, Królową Tańca, Dyrektorką Szkoły Magii i Intuicji, Uzdrowicielką seksualności, Seksowną czarownicą, młodą, szaloną i piękną Matką Boską, Sarną, Kozicą, Pumą.

„Uważam, że ważne jest, aby wszyscy artyści reagowali na obecny kryzys polityczny na świecie i poświęcali swoją sztukę obronie demokracji. A tym w swojej sztuce zajmuje się Vala Tomasz Foltyn.”

Anna Halprin, PhD (Honorary) 98 letnia choreografka, twórczyni i współzałożycielka International Tamalpa Institute w San Francisco).


bottom of page